Początki bywają trudne. Po wielokrotnych próbach napisania czegokolwiek, w końcu przyszedł dzień publikacji moich prób.
Życzę miłej lektury.
***
Była dobrym człowiekiem. Czasem aż za bardzo dobrym. Zawsze przekładała dobro innych ponad swoje. Była ich tarczą, osłoną i podporą. Była jak ptak, który pomimo bólu dalej próbuje ochronić innych swoimi pokaleczonymi skrzydłami. Ludzie zawsze mogli na nią liczyć. Nigdy nie dawała plamy. Idealistyczna idiotka nie potrafiąca się odnaleźć w tym chorym świecie. No ale cóż....
Może świat właśnie potrzebuje takich idiotów?
***
To była niedziela. Wskazówki nieustannie wędrujące po okrągłej tarczy zegara wskazywały już godzinę dziewiątą. Budzik od jakiegoś czasu dzwonił niemiłosiernie. Kakofoniczne, irytujące dźwięki wypełniały cały pokój. „Jeszcze tylko pięć minut i wstaję.” Hałas coraz bardziej dawał się we znaki. Wybudzona z przyjemnego snu, jak oparzona wyskoczyła z miękkiego, ciepłego łóżka i wyłączyła źródło okropnej polifonii. Wsunęła stopy w pluszowe kapcie i tępym spojrzeniem omiotła swój pokój. Puste kolorowe butelki po alkoholach walały się po podłodze, resztki zaschniętej pizzy pełniły rolę poduszki dla blondynki leżącej gdzieś w kącie, pusta torebka po chipsach nałożona była na lampę jako abażur, plastikowe butelki z etykietką Coca-Coli, a w nich sztuczne kwiaty, dmuchana lalka z zastygłym wołaczem na ustach rzucona niedbale na fotel. Odór ruskich papierosów i woń zielska wisiała w powietrzu. „Istny burdel na kółkach”
- Ej, Tośka. Weź, wyłącz to cholerstwo – warknęła cicho dziewczyna o platynowych włosach które odgarniała na bok by nie zasłaniały jej pola widzenia.
- Już, już…spokojnie, wyłączone. – rzuciła szybko. – Hera, wszystko w porządku? – spojrzała na przyjaciółkę lekko zaniepokojona jej wyglądem.
- No powiedzmy. Trochę mnie głowa boli. Muszę wziąć prysznic. Twoi już wrócili? – Blondynka wstała lekko się chwiejąc, walcząc jednocześnie z przyciąganiem ziemskim. – Oezu, nogi mam jak z waty- szepnęła do siebie podpierając się ściany.
- Ręczniki są w łazience, w szafce pod lustrem. Wybierz sobie jakiś. Mają być po południu, do tego czasu muszę ogarnąć ten bajzel. – grymas pełen niezadowolenia zakwitł na twarzy Tośki.
- Dzięki. – rzuciła. – Sprzątanie to nie problem, pomogę Ci – Blondynka uśmiechnęła się serdecznie.
- Mhm...A co tu robi ta lalka? - Wyrwana z zamyślenia Tośka, zaintrygowana była obecnością zabawki dla niewyżytych chłopców.
Hera wybuchła głośnym śmiechem godnym psychopatki którą właśnie wyswobodzono z kaftanu bezpieczeństwa.
- Artur, ją tu przyniósł. Nie pamiętasz tego? – Powiedziała Hera z trudem powstrzymując śmiech.
- Nie. Nie pamiętam niczego, oprócz telefonu…– odparła szatynka, przypatrując się Hermenegildzie badawczo. Nie rozumiała co jest takiego śmiesznego w jej pytaniu. Zwykła ciekawość i tyle. Nigdy nie gustowała w takiej perswazji. Peszyło ją to. Zmarszczyła brwi. – Powiesz mi o co chodzi?
Na twarzy blondynki rozlał się złośliwy uśmieszek. – Dziewczyna Artura rozstała się z nim. A Chłopak po prostu chciał wylać z siebie żal i tyle. Spokojnie nie w twoim pokoju. Była cała nasza paczka znajomych, ale chyba o tym wiesz...Piliśmy, paliliśmy, rozmawialiśmy i tyle. Potem wyszłaś gdzieś rozmawiając z kimś, a ja zabawiałam towarzystwo. Wróciłaś i…było zabawnie. – Oczy Hery zajaśniały dziwnym, figlarnym blaskiem. Jakoś po drugiej towarzystwo się rozwiało.
Wysłuchując tej banalnie brzmiącej historii, Antonina miała wrażenie, że niewyżyte towarzystwo bawiło się jej życiem, stało się wszystko co upokarzające dla odrobiny zabawy. Cała układanka raptownie ułożyła jej się w głowie. Nie chciała wracać do tej bolesnej rozmowy telefonicznej. Nie chciała wracać do tego jak tonęła w kolejnych kieliszkach wódki a towarzystwo się z niej śmiało. Nie chciała wracać do tego.
- Ok. Już wszystko rozumiem. – Szatynka ucięła rozmowę. – Muszę ogarnąć ten syf. – Skwitowała sucho.
Lekko zakłopotana Hera odwróciła się na pięcie i pośpiesznie wyszła. Tosia została sama. Wyciągnęła worek na śmieci i zaczęła je wrzucać do niego. Lawina myśli spadała jej na brwi, by w końcu skroplić się i zostawić błyszczące ślady na policzkach. Nerwy. To wszystko przez NERWY. Jej NERWY to stal która szybko pokrywa się korozją i się niszczy, łamie. Miała wrażenie za chwilę przestanie mieścić sprężone dotąd w lichej, wychudzonej powłoce impulsy, drgania, NERWY. Marny kontener, jakim było ciało, nie nadążał za przodującymi myślami, które galopowały wokół rozmowy z Erykiem - przyjacielem Cezarego. Cezary – duchowy bliźniak, osoba z którą była splątana emocjonalnymi więzami, świadek jej życia. Popełnił emocjonalne samobójstwo, aby stać się kimś innym. Ciężko było jej się tym pogodzić. Eryk opowiadał jej że wpadł w dziwne towarzystwo, miał jakąś podejrzaną pannę na boku i zaczął przebudowywać swój wizerunek. Nie pochwalał tych zmian i prosił o wsparcie, jakiś kontakt, ewentualnie pomoc. Równowaga została zachwiana. Potrząsnęła głową tak jakby chciała pozbyć się tych natrętnych much-myśli.
Pokój wyglądał na w miarę czysty. Wzięła worek pełen odpadków i wyrzuciła do kosza na podwórku. Na podjeździe stało już zielone Suzuki z którego wysiadało troje ludzi : ojciec wyglądający na zmęczonego związkiem małżeńskim z Elżbietą jej podłą macochą. Była to chciwa kobieta o płomiennorudych włosach, pociągłej twarzy i chudej sylwetce. Wyglądała jak modliszka i powoli pożerała jej ojca zarówno z pieniędzy jak i z wszelakich sił życiowych. Przydeptywała go coraz mocniej obcasem pantofla. Lecz on był w niej zakochany, w jej zalotnym spojrzeniu panienki lekkich obyczajów i snobistycznym uosobieniu. Nie potrafił trzeźwo myśleć. Tośka skrzywiła się na jej widok. Następnie otworzyły się drzwi od strony pasażera i wyłonił się gwóźdź programu. Adrianna, była jej przyrodnią siostrą. Nie lepsza niż jej macocha, ale miewała przebłyski inteligencji. Miodowe loki okalały jej cherubinkową twarz, a jasnoniebieskie oczy ze znużeniem przyglądały się otoczeniu. „Baby doll” Antonina poczuła że jej żołądek się buntuje, ale zignorowała go i jedynie posłała im sztuczny uśmiech. Ojciec uśmiechnął się blado w odpowiedzi, zawsze ciężko było im rozpocząć rozmowę, ale rozumieli się bez słów. Elżbieta dostrzegła ją i przybiegła by ją wyściskać i wypowiedzieć swój tekst :
-Antonino, kocham Cię jak własną córkę.
„Aha. Fajnie.” Adrianna uśmiechnęła się złośliwie. A ojciec odwrócił wzrok. Tośka w duchu poczuła głęboki smutek. Chciała z kimś porozmawiać o tym, jak nie potrafi ogarnąć swojej strefy emocjonalnej. Zacisnęła jedynie pięści, aż pobielały jej kłykcie.
***
~Nihilebris